Co Jeść w Górach i na Szlaku?
Nie ważne czy jedziemy na długi trekking, czy na weekendowy spacer, jeść coś trzeba. Faktycznie, jeśli planujemy intensywnie chodzić, musimy być przygotowani na ogromne zapotrzebowanie energetyczne. Porządny trekking może wymagać od nas nawet do 5000 kcal dziennie. Zatem co jeść w górach na szlaku? Osobiście nie wyliczamy kaloryczności posiłków, po prostu gotujemy intuicyjnie i obecnie, po wielu eksperymentach kulinarnych, wiemy, co się nam sprawdza. Polecamy również nasz wpis o spaniu pod namiotem 🙂
Co Jeść w Górach
Ekwipunek
Generalnie mówiąc, zazwyczaj wszystko gotujemy sami, jednak jeśli wyjeżdżamy na dłużej, zawsze staramy się wrzucić do plecaka 1-2 opakowania żywności liofilizowanej, tak profilaktycznie. Nie przepadamy za tego typu jedzeniem, ale zawsze może pojawić się sytuacja kryzysowa, nagłe załamanie pogody, bądź zmęczenie i po prostu nie będzie sił i chęci na gotowanie. Niezaprzeczalnym plusem liofów jest ich waga, szybkość i łatwość przygotowania. Wystarczy gorąca woda. Minusem jest ich cena oraz smak. Zauważyliśmy, że tzw. big-paki z posiłkiem dla dwojga, nie do końca nam wystarczają. Ale to już kwestia indywidualna. Najpierw jednak trochę o narzędziach kucharza 🙂
Butle z Gazem
Bardzo ważne, aby przed wyjazdem zorientować się, jaki typ butli/kartusza z gazem jest dostępny na lokalnym rynku i też to, gdzie możemy ją kupić. Możemy spróbować napisać do lokalnych sklepów turystycznych, informacji turystycznych, czy osób które już tam były (jak nie znajomi, to pewnie ktoś na jakimś blogu już opisywał swoje przygody), może odpiszą. Planując nasz wyjazd zawsze staramy się postępować według utartego schematu: dojazd z lotniska do miasta – kupno gazu – dojazd w góry. Skąd takie podejście do tematu? Butli z gazem nie wolno przewozić samolotem.
Na rynku mamy dostępne przeróżne turystyczne systemy do gotowania, mniej i bardziej nowoczesne, tańsze, droższe, modne i ultralekkie. Jesteśmy wyznawcami najprostszych kartuszy z mieszanką propan/butan. W tym typie paliwa dostępne są butle o różnych gwintach, do których kompatybilne są trzy różne typy palników:
– butla nabijana, z zaworem, bez gwintu – popularne w Europie
– z zaworem gwintowana – można je bez problemu znaleźć w Azji, Ameryce Południowej
– butla przebijana bez zaworu – te najczęściej spotykane są w Afryce, m. in. w Maroku.
A jaki Palnik na Wyjazd?
Sporym ułatwieniem, od pewnego czasu, są palniki dwusystemowe (na butle z zaworami gwintowane + nie). Natomiast palnik nabijany na stałe jest nieporęczny, dość mało pakowny, gdyż taki zestaw jest nierozerwalny, aż to wyczerpania paliwa. Istnieją jeszcze radzieckie maszynki na benzynę, nazywane przez nas lampą alladyna 🙂 Plusem jest łatwa dostępność paliwa, a minusem może okazać się waga, zapach benzyny i do myślenia może dać ich inna zwyczajowa nazwa „śmierć turysty”. Sprzęt ten był np. odpowiedzialny za wielki pożar w Patagonii parę lat temu.
Kartusze z gazem najczęściej występują w rozmiarach 100-250-500g (w zależności od producenta). Ilość gazu w butli nie jest nieskończona, ale paliwo można oszczędzać, np. poprzez stworzenie karimatą “otoczki” wokół działającego palnika, posiadanie aluminiowej osłonki, dzięki czemu, przy podmuchach wiatru, gaz nie będzie nam uciekał. Można również kupić „lepsze” menażki, z tzw. radiatorami, które podobno bardzo ładnie rozprowadzają ciepło. Inaczej się też gotuje i wykorzystuje gaz na wysokości 1000 m n.p.m., a inaczej na 4000… Nie ma jednej recepty na oszczędzanie gazu. Nie musimy chyba pisać, że woda zagotuje się szybciej pod przykryciem 🙂 Jeśli lubimy gotować na ognisku, co bywa klimatyczne i bardziej ekonomiczne, warto zabrać menażkę, której nie będzie nam potem żal. Niezbędne będzie też „trzymadełko”, zwane potocznie panią lekkich obyczajów.
Jakie Gary w Góry?
Nauczeni doświadczeniem i długimi wyjazdami z plecakami, staramy się schodzić z wagi na wszystkim. Menażkę mamy lekką. Jedna na dwie osoby w zupełności wystarczy. Kubki są również lekkie, metalowe. Sztućce – po jednej plastikowej łyżce jest ok. Dodam tylko, że łyżka z tworzywa, łyżce nie równa, a cena nie jest też wyznacznikiem jakości i wytrzymałości. Łyżką da się nawet zjeść spaghetti – wszystko to kwestia chęci i fantazji 🙂 Scyzoryk/nóż (im dalszy wyjazd i im „dziksze kraje”, tym istotna będzie jego funkcjonalność). Dodatkowo na wyjazd staramy się zabrać małą buteleczkę z płynem do mycia naczyń i kawałek gąbki (lepiej tą szorstką część). Zestaw ten pomaga usunąć te, co bardziej oporne zabrudzenia, czy przypalenia. Jednak tradycyjnie, świetnie sprawdza się ręczne wirowanie wody w menażce wraz z drobnymi kamyczkami, czy też trawa. Daje to nadspodziewane efekty!
Co Jeść w Górach
Danie Główne na Szlaku
Na naszych wyjazdach przeważnie działamy na zasadzie: śniadanie (bomba kaloryczna) – przekąski za dnia – obiadokolacja na zakończenie trekkingu. Zazwyczaj obiad u nas powstaje z trzech składowych: węglowodany (kasza, ryż, makaron), mięso oraz ostatnia część: sos i warzywa dla smaku. Jeśli lubicie gotować na szlaku smacznie i niekoniecznie drogo, to postaramy się podsunąć Wam kilka pomysłów. Na naszym “stole” bezapelacyjnie króluje tuńczyk z kuskusem i jego wariacje.
„Węglowodanowe Zapychacze”
Szykując się na wyjazd, staramy się kupować makaron, ryż, czy kasze, które gotują się krócej niż 10 min. Można je bez problemu znaleźć w większych supermarketach w opakowaniach 4x100g. Są zazwyczaj odrobinę droższe od tych zwykłych 15-minutowych, ale nam szkoda czasu na dłuższe gotowanie. Oczywiście każdy może mieć swoją teorię 😉
– Kasza gryczana – czyli rosyjska griczka – nasza ulubiona kasza, niesamowicie popularna na wschodzie, w krajach byłego Związku Radzieckiego, a do tego świetnie smakuje i zawiera dużo więcej białka od ryżu.
– Ryż – niestety względem griczki wypada blado, dlatego zabieramy go jako urozmaicenie naszych posiłków, natomiast nie jako główne źródło węglowodanów.
– Makaron – spaghetti na szlaku zawsze smakuje wybornie. Warto, zwrócić uwagę, by makarony były jak najbardziej razowe (wówczas mamy niższy indeks glikemiczny, zatem na dłużej dostarczy energii) Obecnie na rynku jest tak duży wybór makaronów, w zależności od kształtu, czy czasu gotowania. My szukamy makaronów razowych, które gotują się najkrócej.
– Oprócz tego oczywiście kuskus, czy też kasza jęczmienna perłowa albo kasza bulgur. Pęczak, kasza owsiana i brązowe i inne ciemne ryże zbytnio nie są najlepszym rozwiązaniem dla kuchni w plenerze, ze względu na długi czas gotowania.
– Soczewica – dobre źródło białka (czerwona gotuje się znacznie krócej), ciekawe urozmaicenie obiadu.
Kuskuks z Tuną, Czy też Tuna z Kuskusem!
Jest świetna i smaczna. Taki smak wakacji. Co ważne, przygotowanie tego dania nie wymaga wiele czasu – kilka minut i gotowe. Do gotującej się wody z przyprawami i suszonymi warzywami (albo i bez nich) dodajemy kuskus, czekamy magiczne 5 minut, wrzucamy całą zawartość puszki z tuńczykiem (w oleju). Opcjonalnie dodajemy oliwki, czy też surową lub podsmażoną wcześniej cebulę i czosnek, czasem świeżą paprykę. Do tego wszystkiego nasze ulubione przyprawy i gotowe 🙂 Tuńczyk jest na tyle uniwersalny, że dobrze smakuje zarówno z kuskusem, jak i ryżem, czy makaronem, z sosem (np. pomidorowym), czy bez sosu.
Mięcho oraz Krakowska Rządzą!
Wymiennie z tuńczykiem, staramy się wrzucać do plecaka kiełbasę suchą krakowska. Szczelnie zapakowana i schowana głęboko w plecaku, potrafi poleżeć bardzo długo… Taka zdrowa i naturalna… Jedna kiełbasa 380 g starcza nam przeważnie na dwa obiady dla dwóch osób. Krojona w drobną kosteczkę, idealnie imituje mięso ;p Kiełbasiane spaghetti z oliwkami, cebulą, czosnkiem i sosem pomidorowym brzmi wybornie!
Kiedy ponosi nas fantazja i chcemy zjeść w górach coś wystrzałowego, to zabieramy suszone mięso. Samodzielnie suszymy ligawę wołową (~40zł/kg). Sprawdza się nie tylko jako dodatek do obiadu, ale też i jako przekąska za dnia. Mięso kroimy w cienkie paski, przyprawiamy solą (konserwujemy!) oraz chili, pieprzem, czy curry i suszymy przez ok. 8 h w najzwyklejszej suszarce do grzybów. Nie jesteśmy grzybiarzami, a suszarkę do grzybów kupiliśmy specjalnie do suszenia mięsa. Mamy taką małą sugestię, żeby wybierać takie „maszyny”, które generują jak najmniejszy hałas, bo 8 godzin pracy suszarki w małym mieszkaniu może doprowadzić do obłędu.
Obiady z suszonym mięsem można gotować na wiele sposobów. Jeżdżąc z jedną menażką, zazwyczaj dodajemy mięso do gotujących się „węgli”, aby trochę namokło i stało się miękkie. Jeśli suszone mięso jest mocno przyprawione, smakuje wspaniale nawet bez sosu, np. wymieszane ze świeżymi, dowolnymi warzywami. Palce lizać!
Chociaż na co dzień nie używamy sosów proszku, to są one nieodłącznym składnikiem naszych trekkingowych obiadów. Sosy, po które sięgamy przeważnie należą do tych odrobinę droższych. Naszym zdaniem są one po prostu smaczniejsze i bardziej wydajne. Gotujemy je na małym ogniu, w osobnym kubeczku, bo niestety mają tendencję do przypalania się. Ciekawym patentem jest zabranie ze sobą małej buteleczki oleju (25 ml – np. plastikowa buteleczka po lotniskowych alkoholach). Kropla oleju dodana do sosu umili jego gotowanie, a czasem też przyjemnie jest przysmażyć sobie cebulę z czosnkiem. Unikamy natomiast zabierania na wyjazdy zupek chińskich, które mają znikoma wartość odżywczą, oraz nie są też specjalnie zdrowe.
Śniadania
W naszym przypadku najlepiej sprawdzają się płatki owsiane wraz z przeróżnymi bakaliami. Jeśli nie przeszkadza Wam, lepiej ich nie rozgotowywać. W takiej formie są bardziej wartościowe. Mają wówczas niższy indeks glikemiczny, dzięki czemu uzyskana energia uwalnia się powoli wystarczając na dłużej. A do tego krócej gotujemy, dzięki czemu oszczędzamy gaz. Czasami, aby dosłodzić takie śniadanie wrzucamy kilka kostek czekolady. Płatki gotujemy na wodzie, czasem dodajemy mleko w proszku lub kaszkę dla dzieci. Gotowe owsianki są łatwe do przygotowania, jednakże przeważnie jedna saszetka/porcja nie jest zbyt duża. Próbowaliśmy mieszać owsiankę i bakalie + kisiel, wyszło smacznie, opcja zmywania po tym wynalazku nas przeraziła…
Przekąski
Orzechy, batoniki, landrynki. Do plecaków wrzucamy również czekoladę i chałwę na chwile kryzysu!
– Orzechy – zawierają więcej energii niż czekolada i są świetnym źródłem białka.
– Chałwa – bomba kaloryczna. Najczęściej spotykana się u nas chałwa produkowana z miazgi nasion sezamu. Na wschodzie częściej prędzej spotkamy odmianę słonecznikową. Jej dużą zaletą jest fakt, że nie zamarza w przeciwieństwie do czekolady i nie połamiemy sobie zębów na mroźnym zimowym trekkingu.
– Landrynki – zawsze fajnie mieć opakowanie pod ręką. Dają szybki zastrzyk energii. Idąc, można się nimi udławić. Nic na świecie nie jest proste 🙂
– Batoniki –wiemy, że niezdrowe i wątpliwej jakości pożywienie, ale zawsze w plecaku mamy trochę takich łakoci, poprawiają morale w trakcie ciężkiego podejścia. Staramy się wybierać albo a) takie zdrowsze, b) takie, które dadzą nam największą ilość kalorii. Każdy ma jakiś swój patent na batony 🙂
– Suszone owoce – zdrowe, naturalne cukry.
Napoje, ale nie te wyskokowe %
Do plecaka wrzucamy jeszcze sporo przeróżnej herbaty oraz jak dla nas – obowiązkowo kawy. Miło jest wieczorem usiąść przy ognisku, popijając gorący czaj 🙂 Na dłuższe wyjazdy zabieramy również tabletki smakowe do wody (witaminy, multiwitaminy itp.). Po jakimś czasie picie samej wody staje się okrutne, a nawadniać musimy się na bieżąco .”Smakowa” woda lepiej wchodzi, zwłaszcza, że np. w Azji, gdzie jest dużo pasących się stad i z czystą wodą bywa różnie, korzystamy z tabletek do uzdatniania wody, które powodują, że „czysta” woda staje się ohydna w smaku.
Do picia nie nadają się natomiast napoje słodkie, ponieważ nasz organizm potrzebuje sporo wody do strawienia cukrów. Czyli wody wciąż będzie nam brakować. Warto co trzy kwadranse, lub co godzinę wypić kilka łyków wody. A przy okazji coś przegryźć, najlepiej jakieś łatwo przyswajalne przekąski
Co Jeść w Górach Patenty Obiadowe
Nie zawsze zdrowe: nasze porady i wskazówki, wypróbowane na wielu wyjazdach i wyprawach
– Kostka rosołowa – np. do gotowania, kasz, ryżu, kuskusu, wzmacnia smak, dodaje odrobinę tłuszczyku, produkt kontrowersyjny, ale jest z nią tak, jak z sosami w proszku.
– Suszona włoszczyzna – gotowana razem z kaszami, dodaje smaku i aromatu.
– Zioła i mieszanki ziołowe – zioła niesamowicie urozmaicają smak i aromat gotowanego dania, mogą to być zioła klasyczne – bazylia, cząber, oregano, tymianek, solo, czy też gotowe mieszanki ziołowe (np. zioła prowansalskie, dalmatyńskie, transylwańskie); każdy znajdzie coś dla siebie.
– Czosnek – surowy lub granulowany; jemy czosnek praktycznie do wszystkiego 🙂
– Cebula – jak wyżej.
– Coś na ostro – chili, pikantne mieszanki.
– Sól i pieprz.
– Świeże warzywa – np. papryka, oliwki – takie, które szybko się gotują i łatwo je przygotować w warunkach polowych.
– Pestki – ciekawym urozmaiceniem obiadu jest dorzucenie do kaszy, czy ryżu, małej garści np. pestek słonecznika, czy dyni.
– Malutka plastikowa butelka oleju roślinnego.
– Ser żółty – pokrojony w kostkę, dodany do dania obiadowego, nie dość, że sycące, to i pyszne
W zależności od typu wyjazdu, zabieramy ze sobą różne rzeczy – na kilkutygodniowy wyjazd do Azji Centralnej weźmiemy wszystko to, co daje nam dużo energii i wartości odżywczych i przy okazji jest lekkie, a na weekend w Gorce zdarza się nam zabrać duży słoik chrzanu i bochenek chleba 🙂 A wieczorne chwile przy ognisku, przy dźwiękach gitary i zapachu herbaty można zamienić w istnie królewską biesiadę.
Smacznego, Justii i Krystek 🙂
Obserwuj nas i bądź z nami na bieżąco!
Drogi Czytelniku,
Mamy nadzieję, że udało Ci się odnaleźć na blogu wszystkie niezbędne informacje i zaplanować swój urlop. Będziemy wdzięczni za skromny napiwek wrzucony do blogowej skarbonki lub wsparcie naszych działań poprzez zakupy w naszym małym górskim sklepie. Dziękujemy serdecznie i do zobaczenia na szlaku 🙂
6 komentarzy
Rozumiem że to tak na żarty jest
A po wędrówce? Stek Chałupa 😀 Uwielbiam, zawsze jestem tak głodna na szlaku więk pochłaniam ich jedzenie w kilka minut 😛
Pingback: Co zabrać pod namiot? - Blog Outdoorzy.pl
Świetny wpis! Wybieramy się do Patagonii jesienią i na pewno wykorzystamy kilka przepisów 🙂
I do tego kilku szerpów wynająć. Widuje takich ludzi czasami na szlakach. Objuczonych żarciem i garami. Jałowy wpis.
Dzięki za komentarz. Nasz wpis powstał dość dawno, prawie pięć lat temu, w oparciu o nasze wcześniejsze podróże do Azji Centralnej. I faktycznie tak spacerowaliśmy, bo wtedy jeszcze nie myśleliśmy o żywności liofilizowanej. Inne sprawa, że bywają również takie osoby którym bardziej smakuje właśnie taka kuchnia 🙂